Ten motyl kilka dni temu ostatnio widział tyle słońca. Ostatnie dni znów się zchmurzyły, zrobiło się zimniej, nastrój do pracy wymagał więcej skupienia. Zeszło więcej energii, ale jest nieustanny rozwój, co motywuje mimo aury na zewnątrz do roboty. Otworzyliśmy kilka dni temu plik z piosenką i okazało się, że ostatni raz robiliśmy coś z nią jakoś pod koniec 2014. Nieźle, trzeci rok ta płyta się nagrywa, ale dziś właśnie dziś podliczony został czas utworów, wybrana ostatecznie opcja, że „Wiara ta sama” składać się będzie z dwóch CD.
Las. Zawsze jest tam na co patrzeć, lub słuchać. Jak się posiedzi samemu bez ruchu dłuższy czas to ptaki i inne zwierzaki zaczynają traktować człowieka jak element krajobrazu, przez co efekt wtapiania się w Przyrodę potęguje się. Jest czyściej, pełniej, jaśniej, coraz bliżej. Las jest raczej monokulturą, ale te brzozy wśród sosen, niespodziewane polany, głosy ptaków wodnych powodują, że czuje się tą różnorodność.
Bo po takim lesie wychodzi się na polanę a potem widzi to. Jezioro, Słońce, opuszczone baraki, czasem gdzieś stare maszyny rodem z fallouta. Tak, ale na fotce jakoś tego nie chciało mi się uwieczniać. Nie jestem fotografem, widzę, patrzę, pasuję, cykam. Inne kryterium nie zmusza za często do zrobienia zdjęcia.
Gitara w lesie. Hi hi, to historia sprzed dni kilku. Nagrywałem tu kilkudziesięciosekundowy teledysk, ale wypłynie on gdzie indziej, niespodziewajka z intencją dla fajnej idei.
Te wąwozy, choć nie tak głębokie kojarzą mi się z Bieszczadami bardzo. Tutaj większe przewyższenia nie występują, okolice Pokrzywna są raczej płaskie, ale i takie przełomy strumieni się zdarzają.
Korzeni takich wiele się spotyka. Jak dla mnie takie Drzewo, kiedy umiera, rodzi nowe życie. Nie patrzy się na to jak śmierć, raczej jako przejście w inne istoty, odczuwania, sensy, byty, dusze, progi, Bogi, cokolwiek, inne słowa, słowa, etykietki, stop.
Korzeń, także w sensie tradycji, tworzenia różnorodności szaty roślinnej, głębokiego szacunku w ciszy, kiedy zastanowimy się, czym to drzewo było, jak stawało się z nasiona, w sadzonkę, coś na wysokość krzewu, wreszcie we własną wysokość, Dostojną Wysokość formę: Drzewo. Gałęzie, pień, korzenie – te rzeczy.
Na karpackim słowackim spotkaniu, przez kilka spacerów samotnych, bądź nie spotykało się takie omszałe, stare drzewa. Zawsze jakoś czułem potrzebę zagapienia się na nie. Zatrzymania. Uspokojenia. Radości.
Tja. Łobraz sprzed dni kilku minus jeden. No i wiosna poszła się… przejść. Za to zima zabłądziła na kilkanaście godzin znów „do tu”. Teraz to już tylko na polach małe resztki śniegu wśród rudych traw, ale sypnęło konkretnie i stanowczo, dobijając oczekiwanie na wiosnę do levelu – cholera, a myślałem, że gorzej się ni da.
Już wrócił stan przedprzedwiosenny, odszedł zimowy, dobrze jest, ale to zdarzenie spowodowało znów wzrost optymizmu. Zimy nie ma, no to czekamy na wiosnę znów.
Uf.
Niby pozowana fota, aczkolwiek tak to wyglądało lajf również. Dobieramy perkusjonalia do tytułowej piosenki z „Wiara ta sama”. Na początku, jak zwykle w tej sesji, była to gitara wokal i może harmonijka. Ale po 8śmio godzinnej posiadówce w studio, jakieś trzy-cztery sesje temu, wyszło reggae. Doszlifowywanie tego po melancholijnej „Melancholii” dało nam dużo radości. Instrumentum dużom w klawikordum. Sticki patyczki, krowie dzwonki, elfie dzwoneczki, tarki, blachy, dyrdymałki. Ładnie to gra i buja, ciężko się nie cieszyć przy tym.
Skrin z siededemdziesięciotrackowego utworu, który nie dość, że kilkanaście ścieżek to było darcie się różnych ludzi w knajpianym stylu, akordeon, stara płyta, granie uliczne, deszcz, zmiana metrum, tekst porozstaniowy with broken heart ah-oh-ah – słowem bezczel aranżacyjny wg pomysłu Carlosa ze składanki dźwięków całego teamu w studio – to jeszcze 7:20 około trwa utwór („potwór”!)
Ba dum tsss.…
„Wiara ta sama” będzie miała CD1 – „Wiara ta sama” i CD2 – „bez nazwy póki co”.
Całość opowieści „Wiara ta sama”, jak dla mnie w jakiś sposób przemyślana, ale raczej trudna do uchwycenia jako concept album (się obaczy zresztą) – mieści się na pierwszym krążku. Podliczylim minuty z sekundami, popatrzylim i wyszło dobrze. Około godziny i 10 minut.
Na drugim CD na pewno będzie:
1.„remix nagrany od nowa”, lekko patatający i wpatatający w patatajaniu w dubstep, kawałek znany już z którejś z amatorsko nagranych płyt – to jeszcze aranż Ławeczki (jakiej nie znacie, a jaką poznacie 😛 )
2.Tradycyjna piosenka z szanownym Tatą, Oćcem mym, Stanisławem. Kolejna piosenka, taka co razem lubimy śpiewać. Znów cover, tym razem na dwie oddzielne zwrotki i tak nagrane, jak przy ognisku można zagrać.
3. 4. 5. …
Reszta to jeszcze nie do deklarowania. Rozważane są amatorsko nagrane niespodziewane duety, lepsiejsze rejestracje utworów koncertowych, bonusy wszelakie, jeszcze z dwa miesiące czas na składanie, ale najważniejsze dla mnie Tu i Teraz.
Jest wreszcie kształt. Jest lista utworów, prawie wszystkich dopięta już w gotowości do masteru, jest czas na drobne poprawki, jest opowieść cała na jednym CD i jest niespodziewajka za długie oczekiwanie na części drugiej.
Na blogu umownie napisane, że w sierpniu 2016 album ma się pojawić.
Zobaczym, póki co wygląda i brzmi to wszystko dobrze.
Szybkiej wiosny nam wszystkim!